LUBUSKI PRZEPIS NA SUKCES – odc.1 – AVENGERSI FUTBOLU

Siadając do tego artykułu długo zastanawiałem się z której strony ugryźć temat, z jakim mam do czynienia przez blisko 15 lat swojej praktyki jako trenera piłki nożnej. Od 2005 roku kiedy pierwsze kroki trenerskie stawiałem w najlepszej akademii piłkarskiej owych czasów jaką było UKP Zielona Góra, miałem przyjemność, bądź pecha, potykać się o zjawiska czasami z pogranicza nadprzyrodzonych i paranormalnych, jak i dotykać naocznie procesów spójnych i logicznych przynajmniej na początku w zarysie. A wszystko pod dumnie szumnym hasłem „rozwoju piłkarstwa lubuskiego”. Dziś na piętnastolecie mojej działalności postanowiłem kilka zjawisk opisać. Podzieliłem je na kilka części bowiem nie można wrzucić do jednego kotła wszystkich zjawisk. Nawet słynni agenci FBI podzielili swoje Archiwum „X” na kilka działów. U agenta Muldera i Scalii wspólnym mianownikiem były ufoludki. U mnie ufoludki też się pojawiają ale wspólnym mianownikiem jest…….?
No właśnie tutaj pojawia się luka. Nie widzę wspólnego mianownika na zbiór wspomnianych działań w województwie, które piłkarsko z jednej strony cieszy się na portalach społecznościowych, iż futbol jest tu na ziemiach zachodnich „religią”, a z drugiej strony jak gdyby, nie zauważa, bądź nie chce dopatrywać się kilkuletniej ogromnej dziury w postaci braku centralnego zespołu na poziomie minimum drugoligowym, silnej jak do tej pory było, reprezentacji młodzieżowej zdobywającej medale Mistrzostw Polski Kadr, czy nawet wizytówki regionu, w postaci arcyciekawej i rozwojowej Wojewódzkiej Ligi Juniorów. Dlatego postanowiłem rozegrać swój mecz. Takie małe 90 minut w poszukiwaniu mianownika scalającego działania zmierzające, oprócz wręczania orderów oraz kompletów piłek, ku rzeczywistej budowie i próbie postawienia na nogi regionu, niczym nie różniącego się od Podlasia, Opolszczyzny czy Podkarpacia. Będzie to mecz podzielony na kilka fragmentów. Zgodnie z ekonomią gry będziemy przyspieszać, zwalniać, kontratakować, murować a nawet i podejmiemy się dziennikarskiej tiki taki. A wszystko w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie ….”Quo Vadis Lubuski Futbolu?” Dzisiaj część pierwsza, bardzo delikatna.
A więc zaczynamy. Sędzia spotkania dał już sygnał do rozpoczęcia gry. Pierwszy kwadrans poświęcimy na temat, z którym lubuski futbol boryka się od dawna. Koncepcja budowania zespołów na lata, z perspektywą nawet ataku na trzecią ligę kosztem czasu poświęconego na szkolenie dzieci i młodzieży.
Przyglądam się piłkarstwu amatorskiemu od lat. Lokalni patrioci, Kluby podchodzące do tematu rywalizacji od B klasy po czwartą ligę, organizacja spotkań, cała ta otoczka z wykorzystaniem dzisiaj technologii multimedialnej oraz portali społecznościowych powoduje, iż na pierwszy rzut oka jesteśmy w gronie najlepszych regionów piłkarskich Polski. Ale jest coś co mocno skupiło moją uwagę w tym prężnie pędzącym ekspresie ku lidze centralnej. Specjalnie używam słowa „ekspres” bowiem tempo rozwoju i parcie na pozycję co raz wyższą w strukturach lubuskiej piłki jest na początku zdumiewające. Jednak efekt za każdym razem ten sam…..pociąg przed stacją główną tak szybko jak rusza ze stacji początkowej, tak samo błyskawicznie się wykoleja.
Weźmy na tapetę kluby, które w swojej wizji rozwoju postanowiły z najniższego pułapu szybko wskoczyć na piłkarskie K2 i to nie latem, kiedy to wejście na wspomniany legendarny szczyt Himalajów jest o wiele prostszy, a wersją zdecydowanie trudniejszą, czyli zimą. Istnieje kilka wariantów ataku szczytowego. Po krótce opiszemy jeden, najbardziej rzucający się w oczy.
Wariant Międzyplanetarny. Wejście na szczyt na plecach najemników, w tym przypadku możemy użyć sformułowania nepalskich tragarzy. Weźmy na tapetę model Klubu z miasteczka z tradycjami piłkarskimi. Historia lubuskiej piłki sięgająca czasów powojennych. Dzisiaj najniższy poziom rozgrywkowy. Plan na kolejne lata bardzo prosty – jak najszybsze wydobycie Klubu z otchłani piłkarskiej i wprowadzenie go na szczyt. Środki nie grają roli. Liczy się efekt. Dla kibica nie lada gratka. W kadrze przed sezonem same gwiazdy, zawodnicy będący częścią sławetnej futbolowej historii lubuskiego, pamiętający czasy właśnie prosperity województwa na arenie centralnej. Dwa, nawet trzy Kluby występujące na poziomie drugoligowym, jeden ocierający się o pierwszą ligę w ówczesnym złotym wieku rozwojowym, również dla wspomnianych zawodników, będących wówczas dwudziestoletnimi utalentowanymi nadziejami regionu na lepsze jutro. Tym razem wspomniana grupa Avengers, w kolejnym już niekiedy szóstym, siódmym a nawet dziesiątym sezonie swoich przygód na terenie województwa, ponownie staje do boju, powołana do ratowania Klubu z „B klasowej” rzeczywistości. Mija dziesięć lat, a grupa na czele z Iron Manem, Kapitanem Ameryka, Thorem, Hulkiem oraz innymi bohaterami obdarzonymi piłkarskimi mocami nadprzyrodzonymi ma zadanie w ciągu dwóch lat zapewnić Klubowi start na poziomie na razie minimum klasy okręgowej. Zadanie banalnie proste. Przecież w Serie B poza lokalnym potworem strzelającym po cztery lub pięć bramek w barwach innej planety z gwiazdozbioru lubuskiej piłki, nie znajdzie się żaden rywal, który postawi się Avengersom. Problem polega na tym, iż za każdą misję nasi nadprzyrodzeni bohaterowie wystawiają rachunek. Nie mały bowiem koszty utrzymania elektrycznej zbroi, statków kosmicznych czy broni laserowej używanej w tej misji ratunkowej jest znaczący, znacznie przekraczający nie jeden budżet, ba nawet kasę kilku ośrodków reprezentujących swoją ojczyznę w pasjonujących rozgrywkach Serie B czy A.
Misja „B klasa” z pewnością skazana jest na sukces. Istnieje nawet ryzyko, iż kilka zespołów postanowi zaoszczędzić koszty wyjazdu na mecz i wybierze zamiast konfrontację z góry skazanymi na sukces Avengersami, spokojny trening lub festyn z okazji odpustu, obchodów święta zimniaka czy hucznie organizowanych Dni Dzika. Lata prosperity zaplanowane są nie tylko na jedno lato, ale i kolejne sezony walki Avengersów z coraz trudniejszymi rywalami z innych galaktyk, tym razem już spod klasy A. Skoro nasi bohaterowie w mig uporali się z misją B oraz A czas na atak na klasę okręgową. Tu już nie będzie tak słodko. Scenariusz przewiduje klasyczny układ walki, którą możemy szybko skojarzyć z ekranów kinowych. Nasi bohaterowie w pierwszej części konfrontacji z doświadczonym zespołem spod symbolu zielonogórskiego „O”, będą dostawać ciosy. Niekiedy okaże się, iż energii oraz pomysłu może zabraknąć na kolejne starcia. I tutaj w sukurs naszym bohaterom przyjdzie dział nowych technologii kosmicznych. Pomysłem na ratunek oczywiście zwiększenie nakładów na dozbrojenie armii Avengers. Kolejne w przeciągu trzech lat walki na futbolowej galaktyce lubuskiego nieba. I znowu będziemy mieli do czynienia z ogromnym zwycięstwem. Lokalna społeczność będzie witała naszych dzielnych wybawców. Pojawią się przemarsze po ulicach miasta, wizyty w przedszkolach, spotkania z sołtysami, wójtami i radnymi.
Niestety kolejny atak na już coraz bardziej zbliżoną organizacyjnie do profesjonalnych rozgrywek rzeczywistość czwarto ligową, wywoła tzw. przegrzanie systemów i układów kierowniczych Naszych piłkarskich najemników. Dział technologiczny nie znajdzie kolejnych pokładów finansowych na dozbrojenie, gdyż ten pułap już został przekroczony na poziomie kasy….przepraszam klasy okręgowej. Z kolei zespół Avengers delikatnie zacznie szukać kolejnych zleceniodawców, po wcześniejszym już dziesiątym ogłoszeniu zakończenia przygody z galaktycznymi podbojami. Wówczas będziemy świadkami nowo powstałej rzeczywistości powojennej. Opadnie kurz zmagań czwarto ligowych, a wśród mgieł wyłoni się krajobraz kraterów po pociskach trzyletniej batalii błyskawicznej ofensywy na minimum czwartą ligę. Prezydent Klubu, a jednocześnie komandor bohaterskiego statku zostanie sam na tym froncie…. z krzesłem, biurkiem i kosmicznym rachunkiem do zapłacenia. Uda się po pomoc do lokalnych władz, które oczywiście wspomogą działalność nowej misji kosmicznej, ale w stopniu gwarantującym start wyprawy tylko w jednym kierunku……w kosmos i bez powrotu. Kolejny mianowany Komandor otrzyma szafę pełną zapisanych annałów z życia Avengersów i prężnie działającego Klubu – Statku. Niestety luki tej machiny będą puste……nie będzie już śladu po Kapitanie Ameryka czy Iron Manie. Wnet pojawi się wariant naprawczy. Dumnie zaprezentowany w odleglej galaktyce.
Do wyboru będzie wersja bardzo optymistyczna – gramy młodymi zawodnikami, adeptami sztuki walki kosmicznej, których przez trzy lata szkoliliśmy raz na miesiąc i w okresie kwiecień – wrzesień, później bowiem szkoda placu treningowego. „Jak jest zima Panie Kierowniku to musi być zimno”, a wówczas się przecież nie szkoli. Wymagał od nas tego sam Lord Vader zarządzający całym systemem lubuskich lotów międzyplanetarnych pod głośnym szyldem licencji klubowych i obowiązku posiadania zespołów młodzieżowych w swoich strukturach, aby móc w ogóle wznieść się w niebo. Nomen omen większość bystrych admirałów zamiast w ogóle szkolić narybek świata piłkarskiego, wybiera chytrą ścieżkę umów z małymi regionalnymi szkółkami, aby formalny obowiązek Lorda Vadera po prostu spełnić, nawet nie interesując się kto jest w nich szkolony i czy przypadkiem w przyszłości nie mógłby zasilić szeregów Klubu satelity. Zatem Młodzi adepci sztuki Jedi w tym wariancie z góry skazani będą na pożarcie. Ale przynajmniej nikt nie zarzuci, iż nowo wybrany Komandor, nie starał się obronić swojego Enterpraises 2020. Lądowanie będzie bardzo bolesne. Najpierw galaktyka „O”, później Strefa A, aby wkrótce powrócić do stacji początkowej czyli Strefy B.
Wersja mniej optymistyczna, to od razu lot w przeszłość nowo powstałym Wehikułem Czasu. Wystarczy nacisnąć przycisk „lądowanie w strefie A” i wnet wycofując się z rozgrywek na czwartym szczeblu galaktyki, przenieść swój pokład na wspomniany front Serie A.
Oba warianty prowadzić będą do punktu wyjścia. Jedynymi zadowolonymi w tej batalii, będą głodni dobrego futbolu, obserwatorzy tych kosmicznych igrzysk…..lokalni kibice. Z pewnością oko najbardziej wybrednego z nich, ucieszy fakt trzyletniej dominacji na boiskach wspomnianych szczebli galaktycznej układanki. Po trzech latach dobiorą się do skóry, ciosami brutalnej krytyki, nowo dowodzącemu Komandorowi, zarzucając mu zniweczenie świetnie nakreślonego trzy lata wstecz planu ataku na szczyt. Nie będą zdawali sobie sprawy, iż takiemu obrotowi spraw można było zapobiec zdecydowanie wcześniej. Statek kosmiczny wcale nie musiał by zakończyć swojej tak smutnej i drastycznej wyprawy w przestrzeń międzyplanetarną. Co wystarczyło zrobić? W tym momencie, można byłoby rzec:
– Zawołać Madzie z Kuchennych Rewolucji!
To rozwiązanie niestety byłoby zbyt proste, a i tak zagwarantowało by tylko stworzenie świetnej strawy na kolejny festyn pomeczowy. My mówimy o środkach długotrwałych, zaczerpniętych z tak odległych galaktyk jak choćby wielkie ośrodki piłkarskie – Gorzów, Zielona Góra czy do nie dawna Zbąszynek lub Krosno będące dla mnie osobiście idealnym potwierdzeniem zastosowania złotego środka i leku na wspomniane wyżej krótkie i smutne, w skutkach loty kosmiczne. Przepis na ten medykament piłkarski jest prostszy niż Wam się wydaje.
Załóżmy, iż ten sam Dział technologiczny co wspomniany na początku naszej opowieści o dzielnych Avengersach, te same pokłady na dozbrojenie skieruje nie na wynajęcie owej grupy bohaterów, lecz na dofinasowanie szkolenia swoich trenerów, program szkolenia swoich najmłodszych zawodników, stworzenie struktur pod silne grupy trampkarzy, juniorów oraz danie najzdolniejszym z nich, możliwości rywalizowania w strukturach początkowo amatorskich, własnego zespołu seniorskiego. Proces długotrwały i z pewnością wymagający odpowiedniej analizy i prognozy. Niekiedy prowadzący do podjęcia brutalnej decyzji w postaci gry przez okres dwóch, trzech bądź nawet i czterech lat na poziomie co najwyżej klasy okręgowej. Jednak przez ten czas istnieje większe prawdopodobieństwo wychowywania swoich lokalnych rycerzy futbolu, aniżeli skuteczne budowanie silnego ośrodka na fundamentach armii zaciężnej, która i owszem ma swoje ambicje sportowe na wysokim poziomie, jednak poziom ten jest ściśle połączony również z elementami brutalnej, w tym przypadku – ekonomii.
Najlepszym tego przykładem był wspomniany ośrodek w Krośnie. Przed laty osoby zarządzające tym Klubem postawiły na zatrudnienie Trenera Koordynatora z prawdziwej piłkarskiej krwi i kości. Postawiono przed nim zadanie zbudowania zespołu nie na jeden sezon ale na lata. Wcześniej Trener Komandor musiał uporać się z wyczyszczeniem atmosfery i kurzu po galaktycznych wojnach przypominających te opisane wyżej przeze mnie. Wspomniany Koordynator zabrał się od razu do pracy. Przekonał swoich włodarzy do zatrudnienia młodych, perspektywicznych trenerów. Dał im mechanizmy pozwalające na dokształcenie ich i wzorcowe obranie ścieżki rozwoju. Początkowo każdy z nich odpowiedzialny był za grupy dziecięce, z gwarancją cierpliwej pracy i kształtowania najmłodszych pokoleń, mających wkrótce stać się pełnoprawnymi adeptami sztuki piłkarskiej walki w obronie barw swojego miasta. Na sukces nie trzeba było długo czekać. Po inwestycji ze strony Władz Miasta, lokalnych sponsorów właśnie w grupy dziecięce oraz w sztab szkoleniowy, Klub zaczął wyraźnie pokazywać się na arenie lubuskiej. Zdobywał trofea w kategorii orlik, młodzik oraz trampkarz. Zaraz po sukcesach dziecięcego szkolenia przyszły kolejne zasługujące na wielkie słowa uznania. Zawodnicy z rocznika 1996, 1997, 1998 oraz młodsi mocniej zaczęli pukać do bram reprezentacji wojewódzkich. Efekt wygranie ligi wojewódzkiej Juniorów Młodszych i pierwszy w historii Klubu awans do Centralnej Ligi Juniorów Młodszych (wówczas jeszcze w postaci Makroregionu), a tam dzielna przeprawa z takimi firmami jak Górnik Zabrze, Zagłębie Lubin czy Śląsk Wrocław. Nabyte tą drogą doświadczenie Trener Koordynator nie tłamsił w zamkniętych korytarzach swojego Klubu. Wręcz przeciwnie otworzył je szeroko na lubuski świat futbolu. Najzdolniejsi zawodnicy szybko trafili do pierwszego zespołu seniorskiego wówczas występującego w klasie okręgowej. W przeciągu dwóch lat, wywalczyli awans do czwartej ligi. Przez długi okres dzielnie rywalizowali na piątym szczeblu rozgrywek w Naszym województwie mając w kadrze swojego zespołu zdolnych szesnasto i siedemnastolatków pod wodzą ambitnego trenera młodego pokolenia, również wychowanego na własnych „ogórkach”. Zatem czas oraz finanse dobrze ulokowane w przeciągu kilku lat dały owoce w postaci silnego ośrodka piłkarskiego w regionie nie tylko na dwa czy trzy sezony, lecz nieco dłużej.
Podobne przykłady możemy wymienić podając pod analizę kilkuletnią działalność Zbąszyneckiej Akademii Piłkarskiej będącej zapleczem reprezentanta również czwartej ligi, Syreny Zbąszynek. Tam inwestycja w młodzież oraz w infrastrukturę spowodowała, iż szybko zapomniano o oddziale Avengers, wychowując swoich rycerzy futbolowego rzemiosła Jedi. To nie przypadek, iż ubiegły sezon zespół ze Zbąszynka kończył w czubie tabeli branej pod uwagę w rywalizacji Pro Junior System (jak największa liczba wychowanków grająca w meczach ligowych danego sezonu rozgrywkowego). Z kolei kadra zespołu trzecioligowej Lechii Zielona Góra to w znacznym stopniu adepci zielonogórskich i lubuskich szkółek. I w tym przypadku również komandorzy tego Klubu nie boją się postawić na młode strzelby, a to już przypominamy poziom wstępny centralny.
Sąsiad zza miedzy gorzowski Stilon jeszcze do nie dawna borykał się z patologicznymi problemami ujętymi w skrócie w tym artykule. Jednakże i tutaj ktoś musiał dostać mocnym obuchem w piłkarski „łeb” aby otrząsnąć się i nieco zmienić swoje spojrzenie na budowanie zespołu na lata. Mało tego Stilon poszedł jeszcze dalej. Do projektu zaprosił inne akademie gorzowskie. Efekt bardzo szybki i widoczny gołym okiem. Jeszcze aktualnie czwarto ligowy Stilon ma w swoich szeregach zawodników do nie dawna reprezentujących barwy północnej stolicy lubuskiego na arenie ogólnopolskiej w kategoriach junior starszy czy młodszy. Może i nie doświadczeni w rywalizacji seniorskiej, ale tamtejszy Wódz młodzieży, odważnie stawia na swoich wychowanków, dzielnie i prężnie stawiając przed nimi już otwarte bramy dorosłej piłki. Kolejne owoce tej działalności zobaczymy już nie długo, a mogę się o to założyć z każdym maruderem piłkarskim, iż efekt współpracy Stilonu z akademią Maksymiliana, Chemika, czy Progresu Gorzów, będzie piorunująco zabójczy na rynku lokalnej i mamy nadzieje ogólnopolskiej rywalizacji.
I jeszcze żeby do takich inicjatyw swoją cegiełkę mocniej dorzucił nasz kochany związek, bylibyśmy w tym aspekcie nieco na prostszej drodze, aniżeli zagmatwany szlak prowadzący do tablicy z ogłoszeniami Avengersów oferujących swoje usługi przez dwu lub (jak dasz radę pociągnąć budżet), trzyletni okres. Z pewnością zapisy w regulaminie rozgrywek czwartej ligi oraz niższych klas jak okręgówka czy Serie A, znoszące obowiązek wystawiania w pierwszym składzie meczowym zawodników młodzieżowych, często także wywodzących się z Klubu, który ma na uwadze pracę treningową z najmłodszymi w klubie, nie służy zapobieganiu takim patologiom. A szkoda bo dzisiaj takich zespołów mamy jak na lekarstwo kosztem ekip zatrudniających Avengersów jeżdżących co sezon z klubu do klubu, a dodatkowo o silnej lidze juniorskiej nadal możemy tylko pomarzyć.
O kolejnych nadprzyrodzonych zjawiskach już wkrótce na łamach naszego portalu. W kolejnym odcinku zajmiemy się „bajońskimi kontraktami” jakimi wiążą się piłkarze każdego pokolenia w lokalnych klubach i co się z tym faktem wiąże. Duchy i zjawy ukażemy niestety w strukturach B klasy, a skończymy na klasie okręgowej, bowiem te kategorie traktujemy jako uprawianie piłki nożnej typowo amatorskie. Zapraszamy do lektury!