Z cyklu „Okiem zza bramki” – Dlaczego lubuskie słońce zawsze świeci zza chmur?

Każdy klub piłkarski funkcjonuje w określonym środowisku i warunkach, które niewątpliwie mają wpływ na jego funkcjonowanie i determinują w pewien sposób możliwości szkoleniowe. Warunki, a co za tym idzie, możliwości szkolenia w dużych ośrodkach, bądź skupionych wokół klubów ekstraklasowych, bądź w regionach o głębokich tradycjach piłkarskich, a jeszcze lepiej w środowiskach spełniających wszystkie te kryteria są diametralnie różne od warunków, w jakich funkcjonują i szkolą kluby z peryferii polskiej piłki. I nie chodzi tu wyłącznie o aspekt finansowy, choć oczywistym jest, że ma on kolosalne znaczenie.
Z perspektywy kilku sezonów i systematycznych prób powrotu piłki lubuskiej na szczebel centralny w każdej dziedzinie i kategorii, nasuwa się ponownie pytanie – jak daleko, a może jak blisko znajduje się nasza piłeczka kochana, od wymarzonego raju centralnego? Problem i wspomniane filozoficzne pytanie powraca niczym bumerang co rundę. Dzisiaj jesteśmy po zaliczeniu pandemicznej futbolowej jesieni. Na każdym poziomie rozgrywkowym pojawiają się lokalni bohaterowie. Patriotyzm piłkarski w niższych klasach co rundę powoduje, iż na szczycie piramidy B, A, O oraz zaplecza centralnego, foruje się zespół regionalnie nazywany „dream – teamem”. Każda runda kończy się buńczucznymi zapowiedziami budowania Klubu minimum na II ligę, a w przypadku grupy biznesowej BAO („b-klasa”, a-klasa”, „okręgówka”), gwarancji bycia solidnym i długowiecznym czwartoligowcem. Każdy potentat szczyci się posiadaniem świetnie prosperującej Akademii, gdzie wagony zdolnej młodzieży, oszlifowanej niczym diament, napierają na szatnie seniorskie, stanowiąc solidne zaplecze, ba wręcz wzmocnienie zespołu bijącego się „o życie” w brutalnym świecie dorosłego futbolu.
A zatem co się złego dzieje w tym jakżeby świetnie naoliwionym mechanizmie, gdzie każdy trybik wytwarza produkt niczym na ekstraklasę czy białoczerwoną reprezentację? Dlaczego marzeniem lubuskich zespołów jest tylko utrzymanie się w częściowo centralnej III lidze lub jak w przypadku piłki młodzieżowej awans do baraży otwierających drogę do rywalizacji z najlepszymi zespołami Górnego i Dolnego Śląska czy Opolszczyzny.
Okiem wieloletniego obserwatora postaram się przedstawić prywatny, ale trenerski punkt widzenia, jakże świeży i aktualny w obliczu porażki młodych piłkarzy lubuskiego w konfrontacji z reprezentantami krajowego zagłębia węglowego. Jak się okazuje, także i piłkarskiego biorąc pod uwagę debiut piętnastolatka w barwach Górnika Zabrze w meczu ekstraklasy przeciwko Legii Warszawa.
Zielona Góra i Gorzów to miasta, którym może i nie brak głębokich tradycji piłkarskich. W przypadku pierwszego z nich, piłka nożna ma wprawdzie swoją długą historię, ale dyscyplina ta nigdy nie przebiła się na pierwsze miejsce w zielonogórskim sporcie. Tu niepodzielnie od wielu lat panuje żużel, a od kilku sezonów także i koszykówka. Winny Gród nie mam również zespołu seniorskiego w wysokiej klasie rozgrywkowej poza makroregionalną trzecią ligą. Jednym z powodów jest brak z pewnością stadionu. Ale czy jedynym na pewno?
Skutkiem takiego stanu rzeczy jest choćby podejście rodziców do trenowania przez ich dzieci piłki nożnej. Najczęściej kierują oni swoje kroki do Akademii, gdyż pociecha chce grać. Niewielu jednak myśli o treningu dziecka poważnie. Nieliczni przychodzą do Klubu z myślą, że ich syn/córka będzie uprawiała tę dyscyplinę sportu na poważnie, że chcą umożliwić dziecku start w karierę piłkarską. Traktują pobyt w Akademii jako zabawę, kolejne zajęcia dodatkowe. Nie ma rodziców – kibiców zakochanych w klubie i piłce, chodzących na mecze i marzących, że pociecha zagra kiedyś w pierwszym zespole. No może bez przesady. Bardziej poprawnie politycznie brzmiało by, iż tacy kibice są, ale w liczbie do ogarnięcia na stadionie gołym okiem.
Takie podejście po pierwsze wpływa na postawę dziecka. Nie wychowasz mistrza bez udziału i zapału rodziców, a przede wszystkim ich cierpliwości i świadomości podjęcia trudu bycia profesjonalnym sportowcem . Takie świadome przypadki zdarzają się sporadycznie. Naprzeciw im stają silną grupą opiekunowie, którzy za punkt honoru stawiają szybkie wypromowanie swojej pociechy i objazdówki na wzór programu „Mam Talent”. Nabici pewnością siebie po obejrzeniu jak sześcioletni Jasiu, zdobywa pięć bramek w turnieju Skrzata czy Żaka, naładowani kosmiczną energią, wpadają w gwiezdne pojazdy i suną drogą mleczną w poszukiwaniu ekstraklasowych ośrodków czy innych planet, gdzie Mistrzowie klanu Yoda, roztaczają wizję błyskawicznego wyprodukowania następcy Ronaldo, Salaha, nie mówiąc już o Lewandowskim.
Rekordzista z osobistego doświadczenia ma na swoim koncie zaliczonych sześć akademii. W każdej wszyscy wykazywali zachwyt nad talentem Jasia. Niestety nasz Jasieniek nie potrafił w żadnej wytrzymać dłużej niż rok czasu. Wraca więc bidulek do swojej macierzy i……, robi fantastyczne wyniki na poziomie klasy okręgowej lub czwartej ligi, zapominając, iż przez sześć wspomnianych lat, mógł systematycznie i cierpliwie trenować na świetnie przygotowanych obiektach w Gorzowie czy Zielonej Górze. Po upływie tego czasu, Jasiu mógłby dostać szansę gry w juniorach lub seniorach minimum trzeciego szczebla rozgrywkowego, nadal z myślą o ciężkiej i mozolnej pracy. A gdyby tylko pamiętał jaki mu cel przyświecał i dążył do niego bez rozstrajania uwagi na kameralne występy z cyklu „talent show”, wówczas nauczony przykładami Tomka Kędziory, Mateusza Lisa, Kamila Jóźwiaka czy Łukasza Fabiańskiego, osiągnął by pułap nie siłowego załatwiania wyproszonych prób testowych, lecz oficjalnych zaproszeń do dalszego szlifowania talentu właśnie w ekstraklasie. Talentu, którego fundamenty zostały już wylane u podstaw w dobrze zorganizowanych lubuskich akademiach, niedaleko od domu, z pełną kontrolą rodzicielską nauki i rozwoju sportowego.
Niski poziom świadomości ogromu pracy jaką trzeba włożyć w proces szkolenia, wpływa na podejście do trenowania jako całości i powoduje, że często wyjazd na narty bądź do babci na imieniny jest ważniejszy niż trening, mecz, a czasem nawet i powołanie do kadry. Z takimi problemami często muszą mierzyć się lubuscy trenerzy. Rozwiązaniem zatem jest mocna promocja i przedstawienie potencjału osobowego, strukturalnego oraz budowanie świadomości rodziców i ich dzieci , tak aby każdy z nich wiedział jak długa i wyboista jest droga na sam szczyt wierzchołka zwanego mistrzostwem. Postaramy się na naszych łamach cyklicznie przedstawiać Wam, Nasze lubuskie akademie, abyście zauważyli, iż ta „dziura” na mapie polskiego futbolu ma się czym pochwalić. Może efekt w postaci bliskości takiej akademii w obszarze miejsca zamieszkania spowoduje, iż najpierw młodzi, utalentowani zawodnicy trafią do lubuskich jubilerów talentów, gdzie wyposażeni w wiedzę jaką drogę rozpoczynają, dotrwają do etapu piłki seniorskiej. A stamtąd już zaczną pukać do większego świata futbolu, debiutując wcześniej w centralnej drugiej lidze lub ekstraklasie juniorskiej w barwach Lechii Zielona Góra czy Stilonu Gorzów.
Zarówno z powodów wyżej wymienionych, jak i z uwagi na fakt, że obie stolice lubuskiego nie są wielkimi aglomeracjami, kandydaci spoza regionu „nie pchają się drzwiami i oknami” do lubuskich akademii. To w oczywisty sposób powoduje, że utrudnione jest przeprowadzanie surowej selekcji. Z czysto prozaicznych względów, gdyż Akademie, żeby istnieć potrzebują zawodników. I choć nie przyjmuje się bezkrytycznie wszystkich dzieci, jakie się do Klubów zgłaszają, czasem trenerzy zmuszeni są, przynajmniej na wstępnym etapie rekrutacji, przyjmować zawodników których by nie przyjęli w warunkach możliwości przeglądu większej liczby najmłodszych adeptów. Ten czynnik kształtuje materiał ludzki, z którym pracują i niewątpliwie wpływa na możliwość doboru środków treningowych. Niebagatelne znaczenie ma też fakt, że w stosunkowo niewielkim mieście jakim jest Zielona Góra czy Gorzów funkcjonuje kilka innych szkółek piłkarskich i choć żadna nie skupia takiej ilości dzieci i nie ma tak rozubudowanego systemu szkolenia, niewątpliwie ich istnienie powoduje rozproszenie potencjalnych zawodników.
Brak też spójnego spinania najmłodszych adeptów pod kątem przekazywania ich i przechodzenia z etapu szkolenia do kolejnego. Często spotykamy się ze zjawiskiem wyścigu akademii. Prężenie muskuł na zasadzie kto więcej, dalej lub ilu w zarodku przygody treningowej zostanie wywiezionych do większych aglomeracji, teoretycznie tylko lepiej zorganizowanych strukturalnie i logistycznie, powoduje, iż na czubek piramidy szkolenia miejskiego Klubu docierają garstki. Spora liczba niestety wypada bezpowrotnie z pędzących bolidów po drodze, gubiąc cały wcześniej pozyskany potencjał ludzki. To z kolei prowadzi do niedoinwestowania treningowego jednostek najbardziej utalentowanych i wykorzystania całej ich piłkarskiej energii do rywalizacji na arenie ogólnopolskiej zarówno w kadrach wojewódzkich czy rozgrywkach klubowych w barwach silnego miejskiego reprezentanta. I tu napotykamy także kwestię świadomości, lecz tym razem nie po stronie rodziców, a przede wszystkim Nas Trenerów.
Kolejny problem wpływający w sposób znaczący negatywnie na możliwości szkoleniowe jest poziom przeciwników. Województwo lubuskie, nazywane już w tym artykule kolokwialnie „piłkarską pustynią” nie ma ani jednego klubu seniorskiego powyżej III ligi. Aktualnie lubuskie drużyny seniorskie są przedstawicielami tylko w czwartej klasie rozgrywkowej. Oprócz wspomnianych ośrodków w Zielonej Górze i Gorzowie, moglibyśmy jeszcze wskazać pozytywnie przebudzające się po latach niebytu, lokalizacje piłkarskie jak Zbąszynek, Kostrzyn, Żary czy Lubsko. Brak jest nadal jednak szkółek piłkarskich szkolących w takim wymiarze i w oparciu o takie struktury jak gorzowskie i zielonogórskie Akademie. Powoduje to, że z całym szacunkiem dla drużyn rywalizujących w Naszym regionie w wojewódzkich rozgrywkach młodzika, trampkarza, na juniorze starszym skończywszy, podkreślając wkład osobisty zawodników i pracy ich trenerów, iż mimo sporych wysiłków, większość z nich nie jest w stanie stanowić dla dwóch często tylko zespołów, trudnych rywali w walce o możliwość udziału w wymarzonym barażu. Jak się okazuję stanowi to przepustkę do centralnych boisk nie do osiągnięcia dla naszych zawodników. Ta niewielka ilość trudnych przeciwników oznacza brak możliwości sprawdzania stanu swoich aktualnych umiejętności, brak możliwości wychwytywania błędów, głównie w taktyce, często na skutek sposobu gry przeciwnika (agresywna gra oparta jedynie na długich podaniach), brak możliwości sprawdzania umiejętności taktycznych ćwiczonych na treningach. Problem ten dotyczy zespołów od etapu trampkarza, a jego skutki zaczynają być widoczne na etapie juniorów, którzy w swoich rozgrywkach wychodzą poza obszar województwa lubuskiego. Wówczas dopiero mierzą się z zespołami szkolonymi w określonych strukturach, systemach, zdyscyplinowanymi taktycznie. Remedium na ten stan rzeczy jest w Akademiach „przesuwanie” wyżej zespołów do rozgrywek przeznaczonych dla roczników starszych niż to wynika z wieku danego zespołu Akademii. To jednak często umożliwia jedynie mierzenie się z zespołami tylko fizycznie przewyższającymi naszych zawodników i daje szansę naszym wychowankom na nabieranie hartu ducha, siły psychicznej, umiejętności walki, ale nadal nie pozwala na pełne ćwiczenie założeń taktycznych w warunkach gry.
Jak się taki proces kończy? Otóż zespół wygrywający w cuglach ligę wojewódzką w lubuskim, trafia na tego samego przedstawiciela z Górnego Śląska. Podobieństwo jednak kończy się tylko na metryce zawodników, bowiem Zagłębie Sosnowiec czy Rekord Bielsko Biała to mistrzowie silnych, dobrze prosperujących lig młodzieżowych, z województw gdzie dbałość o silne struktury dla rywalizacji w piłce młodzieżowej jest jednym z wielu, jak nie najważniejszym priorytetem. Koniec końców jest taki, iż przedstawiciele Lubuszan wypadają z hukiem z tej konfrontacji z bagażem sześciu bramek, łupiąc tylko lub aż trzy.
Błędem jest też wycofanie z regulaminu rozgrywek szczebla amatorskiego, zapisów o obowiązku posiadania w składzie meczowym, zawodników o statusie młodzieżowca. Tym sposobem, Kluby dawno już zaprzestały dbać o szkolenie dzieci i młodzieży, kosztem budowania lokalnych armii w oparciu o najemników obciążających budżety klubowe. Zamiast lokować środki w szkolenie swoich lokalnych młodzieżowych struktur, Kluby wolą uczestniczyć w gonitwie na przetrwanie. Od sezonu do sezonu, aby się toczyło, aby się kręciło. Na palcach jednej ręki możemy wskazać zespoły, które w swoich szeregach ligowych posiadają więcej niż pięciu swoich wychowanków w pierwszym składzie lub osiemnastce meczowej. Dzisiaj z zazdrością spoglądamy na Wielkopolskę czy Zachodniopomorskie, gdzie w rywalizacji amatorskich ekip od piątego szczebla i niżej, aż roi się od kilkunastu do kilkudziesięciu piłkarskich młodych tubylców. A wystarczyłoby tylko ukłonić się do tych Klubów, zmniejszyć opłaty startowe, gratyfikować Kluby w postaci zakupu sprzętu sportowego, organizacji wewnętrznych szkoleń czy obozów. Warunek jeden, iż Klub startuje do rywalizacji nie tylko ligowej, ale przede wszystkim w batalii na ilość czynnie grających w zespołach właśnie własnych młodzieżowców.
Oczywistym jest także, iż trudności finansowe i ograniczony budżet utrudniają realizację celów. Oprócz rodziców-kibiców w mieście, gdzie kocha się żużel i koszykówkę brak również większej liczby zakochanych w piłce sponsorów. Ograniczenia finansowe determinują funkcjonowanie Klubu również w aspekcie szkoleniowym. Odnosząc się jedynie do wpływu tego czynnika na samo szkolenie należy podkreślić, że uniemożliwia on zatrudnianie trenerów według standardów choćby zachodnich, posiadających doświadczenia i wiedzę i adekwatne do tego uposażenia. Praca w Akademii opiera się głównie na trenerach łączących kilka innych obowiązków zawodowych. Oczywistym jest, że Klub stawia im wymagania, jak choćby konieczność kończenia poszczególnych etapów kursów trenerskich. Ale brak środków finansowych ogranicza już możliwość wysyłania ich na staże czy wartościowe szkolenia w Polsce i za granicą. Często łącząc codzienne sprawy zawodowe związane z innymi dziedzinami gospodarki, trenerzy wyłączeni są z obiegu systematycznego uzupełniania swojego warsztatu szkoleniowego. O ile Akademie w Zielonej Górze i Gorzowie oparte są o funkcjonowanie szkół piłkarskich, gdzie większość szkoleniowców znajduje zatrudnienie ściśle związane z procesem szkoleniowym, to w pozostałych ośrodkach już tak różowo niestety nie jest.
Wspomniane ograniczenia finansowe, jak i stosunkowo niewielka ilość trenerów spełniających minimalne wymagania stawiane przez Klub powoduje, że rotacja trenerów siłą rzeczy może być lokalnie duża. Zważywszy na ilość grup szkoleniowych, często dochodzi do rezygnacji szkoleniowców z pracy z dziećmi i młodzieżą. W Klubach pozostają tylko pasjonaci, wykonujący swoją funkcję z zamiłowania do piłki nożnej, poświęcając swoje życie rodzinne i osobiste. A mimo to szara rzeczywistość i tak zmusza ich do dokonywania wyborów. Najczęściej są one ukierunkowane na pracę zawodową spełniającą wymagania finansowe domowych budżetów. To zmniejsza konkurencję, a brak konkurencji zmniejsza motywację i efektywność. To zaś siłą rzeczy powoduje konieczność ciągłego nadzorowania, korygowania i wewnętrznego dokształcania trenerów, aby dany przyjęty model szkolenia miał w ogóle szansę realizacji.
W tym zakresie podejmowane są działania polegające przede wszystkim na zatrudnianiu trenerów młodych, perspektywicznych, a dodatkowo rekrutujących się z zawodników Akademii i możliwego kształcenia ich zarówno poprzez szkolenia wewnętrzne jak i zewnętrzne. Aby jednak takiego Trenera oszlifować i wzbogacić o doświadczenie niezbędne do pracy z najmłodszymi, potrzebny jest czas. A tego, jak i cierpliwości młodym szkoleniowcom niestety szybko brakuje w konfrontacji z niecierpliwymi rodzicami, czy nerwowo reagującymi na brak wyników, działaczami w Klubie. To jednak problem nie tylko natury lokalnej, ale ogólnopolskiej. Rozwiązaniem są silne struktury klubowe o mocnych fundamentach finansowych, z żelaznym zapleczem sponsorskim, gdzie dbałość o pierwszy zespół seniorski idzie w parze z rozwojem podwalin mocnej akademii piłkarskiej. Zielona Góra i Gorzów mogą pochwalić się jedną z najlepszych baz sportowych. Ilość boisk naturalnych, sztuczne płyty, baseny, szkoły sportowe w bliskiej lokalizacji obiektów piłkarskich stanowią świetną trampolinę do szlifowania najzdolniejszych piłkarsko diamentów regionu. Ten dynamiczny proces rozwoju obserwujemy już od lat. Niestety w obu przypadkach brak mocnej grupy sponsorskiego wsparcia powoduje, iż z Klubami i Akademiami posiadającymi dodatkowe mocne argumenty ekonomiczne, wypadamy o wspomniane trzy bramki gorzej.
Wymienione wyżej czynniki, które stanowią najważniejsze determinanty środowiskowe funkcjonowania lubuskich Akademii stanowią niewątpliwe utrudnienie dla realizacji założeń i celów przyjętych w Klubach modeli szkolenia. Zważywszy jednak na okoliczność, iż nasi juniorzy, a nawet już trampkarze z roku na rok stanowią coraz większy obiekt zainteresowania polskich klubów, w tym posiadających zespoły seniorskie w Ekstraklasie, należy mieć nadzieję, że mimo przeciwności wkrótce efekty przyjdą także i w Zielonej Górze oraz Gorzowie. Pozostało również tego samego życzyć innym przebijającym się zza chmur ośrodkom z Żar, Kostrzyna, Słubic czy Lubska i Zbąszynka.